poniedziałek, 28 listopada 2016

A może faktycznie żyjemy w symulacji?

Jeśli dobrze zastanowić się nad prawami fizyki, to wydają się one ułatwiać i w ogóle umożliwiać takie zadanie.

Zgodnie ze szczególną teorią względności, nic nie może poruszać się szybciej niż prędkość światła. Nawet jeśli dwie rakiety wyruszyły z punktu A w przeciwnych kierunkach z prędkością światła, to w ich lokalnych układach odniesienia druga rakieta porusza się tylko z prędkością światła! Fakt, ten powoduje, że istnieje odgórne ograniczenie potrzebnej prędkości teoretycznego komputera symulującego nasz Wszechświat.

Mechanika kwantowa ze stałą Plancka i zasadą nieoznaczoności Heisenberga gwarantują, że nie zakopiemy się w nieskończoność w coraz dokładniejszych obliczeniach. Co więcej w pewnym momencie możemy po prostu wylosować nowy stan układu zgodnie z wyliczonym prawdopodobieństwem.

Ogólna teoria względności również przemawia za symulacją, to że czas płynie wolniej w pobliżu obiektów z dużą masą (zegar w dolinie chodzi wolniej niż na wysokiej górze, a najbardziej zwalnia w pobliżu czarnej dziury) można by tłumaczyć większą ilością potrzebnych obliczeń, gdy w pobliżu znajduje się więcej cząstek z masą wchodzących w oddziaływania. Nieeuklidesowa geometria powoduje natomiast, że świat nie jest przestrzennie nieskończony.

Fakt, że zbudowanie symulatora naszego Wszechświata jest chociażby teoretycznie możliwe, nie oznacza wcale, że byłoby to łatwe. Potrzeba by co najmniej tyle pamięci, ile jest cząstek elementarnych, co byłoby dość dużym pudełkiem, no chyba że w świecie w którym powstałby symulator stała Plancka miałaby znacząco mniejszą wartość lub nie byłaby ograniczeniem. Podobnie obliczenia trwałyby bardzo długo, no chyba że w świecie w którym powstałby symulator prędkość światła miałaby znacząco większą wartość lub nie byłaby ograniczeniem.

Czy jesteśmy w stanie rozstrzygnąć czy żyjemy w symulacji czy nie? Na pewno nie będzie to tak łatwe jak déjà vu w Matrix czy brak tekstur w odludnych miejscach 13 Piętra. Wydaje się to jednak teoretycznie możliwe, np. poprzez bardzo dokładne przyjrzenie się generatorowi liczb losowych napędzającemu mechanikę kwantową. Gdyby komputer, który symuluje nasz Wszechświat, był układem dyskretnym a nie idealnie analogowym, to wyliczane prawdopodobieństwa również miałyby charakter dyskretny a może nawet ich rozkłady byłyby tylko dyskretnymi przybliżeniami analogowych funkcji.

Czy fakt ewentualnej symulacji ma dla nas jakiekolwiek znaczenie? Jeśli pominiemy kwestie duszy, to nie ma większej różnicy, czy programy zawarte w naszych sieciach neuronowych działają na prywatnych maszynach białkowych, czy są wykonywane w jednym wielkim symulatorze, efekt byłby taki sam z dokładnością do izomorfizmu. Zbytnie przywiązanie do ciała nie ma również sensu z tego powodu, że tak naprawdę co pięć lat wszystkie atomy w naszym ciele ulegają wymianie. Jest jednak inne ryzyko, ktoś niestety może wyciągnąć wtyczkę z prądu, gdy symulacja osiągnie lub nie swój założony cel. Celem takim nie musi być pozyskiwanie energii jak w Matrix czy rozrywka jak w 13 Piętrze a np. eksperyment naukowców mający coś powiedzieć o ich świecie.

Na przykład wyobraźmy sobie, że w społeczeństwie prawdziwego wszechświata nadal wartki jest spór pomiędzy kreacjonistami i ewolucjonistami i ktoś przygotował eksperyment pokazujący, że powstanie świadomości jest nie tylko prawdopodobne a niemalże nieuniknione. Warunki muszą być zbliżone, żeby można było przenieść wnioski, ale jednak trochę uproszczone, żeby było to wykonalne. Podobnie możemy wymyślić inne eksperymenty kosmologiczne: dla jakich wartości stałych fizycznych wytworzy się inteligentne życie / los wszechświata potoczy się w założony sposób / dowiemy się ile jest ciemnej materii albo problem optymalizacyjny, którego odpowiedzią będzie liczba cząstek w zadanym stanie a tylko przez przypadek powstało na nich życie.