Film Róża w obiegowej opinii przedstawiany jest jako mówiący o miłości w trudnych czasach, co jest chyba celowym zabiegiem marketingowym, mającym przyciągnąć panie do kina. Zobaczą one tam jednak, parafrazując Kieślowskiego, "Długi film o gwałcie" i innych okrucieństwach wojny, na co może nie każdy jest przygotowany. Wątek miłosny jest mocno ograniczony, do "oswajania Róży przez Małego Księcia", krótkiego błysku szczęścia oraz długiej tragicznej walki z chorobą i innymi przeciwnościami.
Film jest bardzo oszczędny w środkach wyrazu: brak muzyki, mało rozbudowane dialogi, brak jawnych refleksji czy analiz psychologicznych, co czyni go nawet bardziej realistycznym niż dokumenty. Bardzo dobre zdjęcia i gra aktorów sprawiają jednak, że jest to pozycja warta uwagi. Drażniła mnie tylko czarno-białość charakterów i to że jedynym pozytywnym akcentem był trochę naiwny happy end.
Zastanawia cel tak realistycznego ukazania ciemnych stron natury ludzkiej: zaszokowanie widza, przestroga, zachowanie pamięci historycznej, docenienie czasu pokoju... Moja refleksja to podziw dla społeczeństwa, w którym w miarę bezkrwawo kręci się ten cyrk, pomimo drzemiących w ludziach demonów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz